Przyjaciela nie zostawia się przywiązanego pod sklepem...

Jestem przeciwny przywiązywaniu i zostawianiu psów pod sklepem. Sprzeciw swój wyrażam w ganieniu właścicieli za takie postawy. Niestety, większość z nich traktuje swoich przyjaciół na równi z rowerem


Sytuacja, w której widzę psa przywiązanego pod sklepem, budzi mój sprzeciw. Nie tylko jako miłośnika zwierząt, nie tylko jako właściciela czy opiekuna, ale przede wszystkim jako człowieka.
Uważam za niedopuszczalne stosowanie takiej nikczemności wobec swoich przyjaciół.

Nigdy nie zdarzyło mi się zostawić zwierzęcia pod sklepem. Po prostu nie zabieram psów na zakupy. Kiedy tylko mam możliwość, pytam właścicieli - jakie to uczucie, zostawić przyjaciela przywiązanego przed wejściem do sklepu. Czasem do barierki, do znaku, do kraty czy co tam jeszcze do tego celu się nada.

Wachlarz odpowiedzi nie jest zbyt szeroki, zazwyczaj właściciele tłumaczą to tym, że to tylko chwilka, że nic mu nie będzie, że jest przyzwyczajony, że nie jest mu zimno czy gorąco.
Tymczasem traktowanie psa na równi z rowerem przypiętym pod sklepem jest karygodnym wypaczeniem idei opiekuńczości, którą właściciel powinien zapewnić swojemu zwierzęciu.
Uprzedmiotowienie psa czy jakiegokolwiek stworzenia jest rażącym przykładem nieprzestrzegania podstawowych norm społecznych.

Konsekwentnie nie uznaję tłumaczeń właścicieli psów, którzy używają jakichkolwiek argumentów mających usprawiedliwić pozostawianie psów przywiązanych pod sklepem. Nie uznaję, bo takich argumentów i tłumaczeń nie ma.

Jest mi bardzo smutno, kiedy widzę przywiązanego pod sklepem psa, który poszczekuje, skomli czy wyje, czekając na swojego pana.

Jeśli czujesz tak samo i takie zachowania względem psów budzą twój sprzeciw, nie wahaj się zadać pytania "właścicielowi" - jakie to uczucie, zostawić przywiązanego przyjaciela pod sklepem?

Ja pytając, posuwam się jeszcze dalej, dodając - Kim trzeba być, żeby zostawić przyjaciela przywiązanego pod sklepem?

Natomiast jedno jest pewne, że nikt tak jak zwierzęta nie uczy nas jak być ludźmi.

Foto migawki z wrocławskiego ZOO

Poniżej garstka zdjęć z niedzielnej wizyty we wrocławskim Ogrodzie Zoologicznym. Ze względu na jeszcze zbyt chłodną porę, nie wszystkie zwierzęta można było zobaczyć na wybiegach, ale jak zawsze, i tą wizytę zaliczam do udanych. Jednakowoż jak zwykle odczuwam dojmujący smutek i przygnębienie obserwując je w niewoli.


Jestem, czyli wróciłem

Tak się złożyło, że mój poczciwy laptop odmówił posłuszeństwa i najnormalniej w świecie - padł. Mam już zapewnienia wysokiej klasy specjalistów, że będą podejmowane wszelkie działania mające na celu przywrócenie go do życia. Diagnoza nie jest raczej optymistyczna, bo zakłada awarię płyty głównej a pośrednio także karty graficznej. Ten dramat przytrafił się w zeszły piątek rano i aż do poniedziałku, czyli do wczoraj nie miałem dostępu do komputera a tym samym do internetu. Ponieważ głód spowodowany nagłym, nieoczekiwanym odcięciem mnie od sieci, nasilał się i stawał się nie do zniesienia, dokonałem zakupu nowego sprzętu, tym razem - stacjonarnego. Trochę się odzwyczaiłem od "blaszaków", ale generalnie sprawa ma się tak jak z jazdą na rowerze. Żeby uciąć wszelkie spekulacje, nie chwalę się, jeno próbuję usprawiedliwić brak swojej aktywności na tymże blogu.

Wszystkiego Najlepszego przyjaciołom moim!

Wiem, wiem, zaniedbuję trochę ten blog, ale z ręką na sercu zapewniam, że nie wynika to z mojego lenistwa. Powodem takiego stanu rzeczy, jest chroniczny brak czasu. Znalazłem czas na świętowanie Dnia Kota z moimi futrzakami, ale już sił nie stało na wzmiankę o samym święcie.


Dzień Kota w domu kotów, psów i żółwia na doczepkę, był pełen wrażeń, smakołyków, nie kończącej się zabawy i wielkiej miłości. Przypomnę tylko, że każdy dzień powinien być świętem dla naszych zwierzaków. Bowiem na miłość zasługują one każdego dnia, bez względu na kalendarium. Wszystkiego najlepszego!

Straszonko

Wojtuś
Wojtuś jak widać jest miłośnikiem filmów grozy. Potem lubi wcielać się w postaci z tych filmów, i całkiem nieźle mu to wychodzi. Zastanawiam się nad ograniczeniem mu dostępu do telewizora, ewentualnie nad zmianą gatunku filmowego dla niego. 
Jednak obaj pozostaniemy przy horrorach, jakoś nie wyobrażam sobie Wojtusia odgrywającego tkliwego amanta, czy bezwzględnego, seryjnego zabójcy...

Matka z synem

 Matka z synem, co prawda adoptowanym, ale jednak. Daisy to matka idealna, którą cechuje opiekuńczość, oddanie i miłość. Wojtuś od oseska znajduje się pod jej opieką i ochroną. Takie sytuacje jak te na zdjęciach, są codziennością. Zawsze razem w bezgranicznym zaufaniu.

Jak oduczyć psa niszczenia przedmiotów?

Kama ze swoją kochaną kaczuszką
Wychodząc z domu, często zostawiamy psa samego. Ten na skutek niezadowolenia dokonuje aktu zemsty, niszcząc wszelkiego rodzaju przedmioty. Przedstawię wypróbowany sposób na oduczenie psa takich zachowań


Po powrocie do domu, zauważamy zniszczone przedmioty, te mniejsze jak kapcie, skarpety czy buty, ale nierzadko zastaniemy porysowane meble, sprzęt AGD i RTV. Co robić? Dowiesz się tutaj.

Moja miłość - moje przekleństwo

Moja miłość do zwierząt jest równocześnie moim przekleństwem. Gdybym ich nie kochał, nie czułbym bólu kiedy chorują, są maltretowane, czy odchodzą. Pożegnałem ich już o wiele za dużo, zawsze bardzo cierpiąc po ich stracie. W przydomowym ogrodzie, w specjalnie wydzielonym miejscu jest grób, do którego wszystkie je składam. Obłożony polnymi kamieniami i obsadzony kwiatami, jest miejscem pamięci i hołdu dla przyjaciół. Tylko w zeszłym roku przez tęczowy most przeszły moje dwa koty. W tym roku umarł jeden z moich żółwi. Nawet teraz wilgotnieją mi oczy. Nikt tak przecież jak zwierzęta nie uczy nas, jak być ludźmi.

W odwiedzinach u gekona

Chyba jestem szajbnięty, ale nie dbam o to. Zresztą myślcie co chcecie, ale przejechałem kawał miasta żeby zobaczyć co tam u uratowanego prze zemnie gekona. Otóż ma się dobrze, mieszka w ekstra terrarium, ma cieplutko i dostał apetytu. Powoli przyzwyczaja się do nowego miejsca i zdobywa pozycję VIP-a. Właściciel sklepu buduje pozytywne relacje z klientami, opowiadając im jego (krótką), ale jakże niespotykaną historię. Następnym razem odwiedzę go wiosną, obowiązkowo z pysznymi robalami. W końcu jestem jego chrzestnym.

Jaszczureczka w markecie

Dzisiaj po raz kolejny uratowałem życie zwierzęciu, a w zasadzie zwierzątku. Trudno w to uwierzyć, ale w jednym z wrocławskich marketów natknąłem się na małą, wystraszoną jaszczurkę. Sparaliżowana strachem, prawie nieruchomo tkwiła między paletą z towarem a ścianą. Delikatnie wziąłem ją w dłoń i pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy była taka, że zabiorę maleństwo do domu. Ale druga myśl była taka, że nie za bardzo mam warunki do jej hodowania. Ostatecznie zaniosłem ją do znajdującego się w centrum handlowym sklepu zoologicznego, gdzie dostałem zapewnienie o opiece nad nią. Ale najciekawsze jest to, że ta mała niepozorna jaszczureczka, okazała się egzotycznym... gekonem!  Zarówno właściciel sklepu i ja byliśmy tym faktem mocno zaskoczeni, snując domysły skąd mogła się tutaj wziąć. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. Młody gekon dostał wspaniałe lokum z delikatnym piaseczkiem, miseczkę z wodą, a nawet znalazło się parę pysznych robaczków dla niego. Mi w zaszczycie przypadła rola ojca chrzestnego i poczucie, że zrobiłem coś ważnego - uratowałem następnego zwierzaka!

Mecz meczem, ale kociaki najważniejsze

Żeby nie było wątpliwości - lubię piłkę nożną, ale kocham moje kociaki! Tego wieczoru, wybór był więc oczywisty...
W przeciwieństwie do reprezentacji Polski, moje zwierzaki nie zawiodły. Kiedy zorientowałem się, że nasi piłkarze grają jak by chcieli a nie mogli, oddałem się wspólnej zabawie z moimi kotami. Wierzcie mi, emocji i radości z zabawy było o wiele więcej, niż z oglądania meczu Polska - Mołdawia. Teraz kiedy śpią, zerkam na nie i patrzę jak spokojnie oddychają. Dobrze, że je mam...

Budzik

Gdy wstać mi przyjdzie do pracy jutro, obudzi mnie mój mały budzik, spowity w futro.

Kto wychował Wojtusia, czyli wzorowa matka


 Daisy została zabrana ze schroniska. Jej główną cechą charakteru jest matkowanie. Jako, że została zabrana ze schroniska, oddaje swą miłość innym po stokroć. Najchętniej usynowiłaby wszystko co się rusza. Jest nadzwyczaj opiekuńcza i troskliwa. Najlepszym tego przykładem jest fakt, że wykarmiła i wychowała kota Wojtka, którego ktoś maleńkiego podrzucił mi do domu. Cały czas nierozłączni. Dla niej Wojtuś jest jej dzieckiem, dla Wojtusia ona jest jego mamą.




Głaskaniu nie ma końca

Wracam do domu i już od progu całe stadko czeka żeby mnie przywitać. To zawsze jest bardzo miłe i poprawia mi humor. Psy i koty, koty i psy. Kolejność przypadkowa, ale zawsze wszystkie w komplecie. Głaskaniu, przytulaniu i tarmoszeniu nie ma końca. Oczywiście nie zapominam o żółwiu, jego też trzeba musnąć po głowie.
Kleofas

Zuzia

Daisy

Niunia


Wojtuś

Zwierzaki, czyli miłość bez granic

W tym krótkim filmiku, główną i jedyną rolę zagrała moja kicia Niunia, najmłodsze zwierzątko ze stadka. Niunia uwielbia się bawić moimi roboczymi rękawicami.


Od zawsze zwierzaki w domu. Chory gołąb, rybki, koty, psy, chomiki, traszki i wiele innych. To zostaje w człowieku na zawsze. Ta miłość do zwierząt, która jednocześnie bywa przekleństwem, kiedy odchodzą. To bardzo boli. Zawsze je kochałem i kocham. Nigdy nie zaznałem z ich strony krzywdy, braku uczucia czy wierności. Wręcz przeciwnie, zawsze dawały mi i dają mnóstwo miłości i optymizmu. Nie umiałbym bez nich żyć...